„Ocalony. Ludobójstwo w Ruandzie”
Reverien Rurangwa
lektura obowiązkowa
Tylko 20 lat minęło od ludobójstwa w
Ruandzie. Wydawałoby się, że czasy gdy apokalipsa dotyka całego narodu są już
dawno za nami. Jednak nie. Wystarczy impuls, by wypracowane zasady przestały
obowiązywać. Powiecie, że to inny kontynent, inna kultura, inni ludzie. W tym
samym roku, dużo bliżej, na Bałkanach, rozgrywały się podobne sceny. Inna
kultura? Inni ludzie?
Nie jest niczym nowym stwierdzenie, że
czasem człowiek poddaje się ciemności. Czasem staje się plagą, która spada na
drugiego człowieka. Ale coś innego pozostaje w pamięci po spotkaniu z dzieckiem
ocalałym z pogromu. Olbrzymia, nadludzka chęć przetrwania, siła, która płonie
póki życie kołacze się w udręczonym ciele i umyśle.
Wydaje się, że są sytuacje, z których nie
można się oswobodzić. I rzeczywiście, idą one w ślad za swoimi ofiarami, pamięć
o nich nie opuści ich już nigdy. Jest jednak coś, co zwycięża – życie trwa
pomimo wszystko.
Reverien doznał każdej możliwej krzywdy. Ale
żyje i mówi o tym, co widział. Po to przeżył, by dawać świadectwo. Jego
opowieść jest jak memento – oto co może się stać wszędzie i bez ostrzeżenia. Po
raz kolejny przekonujemy się, że historia nie uczy – Herero, Ormianie, Żydzi,
ludność Kambodży, Tutsi – można długo wymieniać kolejne narody. Nie można dać
się zwieść spokojowi i zasobności środka Europy.
Ruanda jest tym trudniejsza do zrozumienia,
że eksterminacji nie dokonali obcy najeźdźcy, lecz najbliżsi sąsiedzi. Żyjąc
razem pielęgnowali nienawiść, kupowali maczety i tworzyli listy nazwisk
przyszłych ofiar. A tymczasem pracowali obok siebie, dzieci bawiły się
wspólnie, żony plotkowały, życie biegło swoimi torami.
Nadzieja zawarta jest jednak w tym, co stało
się później. Ruandyjskie „sądy w trawie” wymierzały sprawiedliwość poprzez
ludzi, którzy byli świadkami, ofiarami. Wspólnoty nie dokonały krwawego odwetu
– krew za krew, lecz szukały dróg pojednania i zadośćuczynienia krzywd, chociaż
to niemożliwe w ludzkim rozumieniu.
Dwadzieścia lat. Ciągle jest tak wielu
świadków. Czy świat zmienił się choć trochę? Widzimy, że nie. W Ruandzie
pochowano maczety. Gdzie indziej zalega ciemność.
Pięknie napisany tekst. Doskonale pokazuje Pani, że "człowiek człowiekowi wilkiem" to maksyma wciąż aktualna. Powodzenia w pisaniu bloga!
OdpowiedzUsuńWierny Czytelnik