środa, 4 marca 2015



   „Historia brudu” Katherine Ashenburg
 Na pustyni mieszkał święty mąż, pustelnik. „Dobrą woń tego brata wyczuwało się z odległości mili”. Zaiste,  święty to musiał być człowiek i święta woń. Coś wydarzyło się po upadku Rzymu, że termy i łaźnie przestały być modnym miejscem spotkań a higiena osobista nie wyznaczała już klasy człowieka. Coś wręcz przeciwnego wydarzyło się później. Coś, co sprawiło, że obecnie naturalny zapach ludzkiego ciała (nie smród) jest zwalczany wszelkimi środkami.Uzbrojeni w zestawy czyszczące o zapachach świata stajemy do walki z wrogiem zidentyfikowanym na nowo całkiem niedawno.
   Okazuje się, że bliższy olfaktorycznej prawdy jest Suskind i jego „Pachnidło”, niż każda inna powieść historyczna. Weźmy taki Wersal i Ludwika XIV. Wyobrażamy sobie wyrafinowaną arystokrację, piękne pomieszczenia i zniewalające zapachy unoszące się w powietrzu. Jednak współcześni mówią o siusianiu do kominków, ekskrementach sprzątanych z korytarzy raz w tygodniu i śmierdzącym Królu Słońce, którego końmi nie dałoby się zaciągnąć do kąpieli.
   Królowa Elżbieta I chełpiła się, że kąpie się raz w miesiącu „nawet, jeśli to nie jest konieczne”. To i tak dobry wynik wobec całych pokoleń, które nie kąpały się nigdy. Bogatsi wierzyli w oczyszczającą moc koszul zmienianych co jakiś czas. Biedni – cóż, podobno do wszystkiego można przywyknąć. „Jakie brudne ma pani dłonie! – Ach, gdyby tylko zobaczył pan moje stopy!”
   Woda przez długi czas była postrzegana jako zagrożenie, gdyż odtykała pory, przez które mogły wejść do ciała niebezpieczne miazmaty. Czyli – im brudniejszy, tym zdrowszy. Poza tym rozmiękłe kąpielą ciało stawało niemal na progu śmierci. A co najgorsze kąpiel sprzyjała wszelkim bezeceństwom, powodowała grzeszne myśli i skierowanie uwagi na czystość zewnętrzną, nie wewnętrzną, potrzebną do zbawienia.
   Zastanawiające, czy nasze obyczaje higieniczne będą za stulecia uznawane za tak samo odrażające? Z drugiej strony osiągnęliśmy stan, w którym szerzą się choroby związane z nadmierną czystością. Czy naprawdę my i nasze domy jesteśmy nie dość czyści, czy to tylko wynik działania marketingu firm produkujących środki czystości? Jedno jest pewne – zbyt małą wagę przywiązujemy do wpływu zapachu na nasze wybory.
   Czytałam te strony z mieszaniną odrazy i ciekawości. Poszczególne opowieści i przytoczone sytuacje poruszają wyobraźnię. I co rusz pojawia się myśl – a co, jeśli zabraknie nam wody na czas długi? A co, jeśli przestanie działać kanalizacja? Na jakie wtedy pójdziemy ustępstwa? Z jakich zabiegów higienicznych zrezygnujemy najpierw? Czy pogrążymy się w olfaktorycznym piekle, czy może odkryjemy nowe, nieznane, fascynujące przestrzenie zapachowe?
   Nowe oblicze historii. A raczej jej nowy zapach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz