„Katarzyna Wielka. Gra o władzę” Ewa
Stachniak
Wielka namiętność człowieka – władza. Jak
wiele można znieść, by ją zdobyć? Upokorzenia, niepewność, izolacja, tęsknota
za ojczyzną, rodziną, dzieckiem. Jeśli wystarczy determinacji – wszystkie te
przeciwności staną się kolejnymi stopniami, na które należy się wspiąć w
dążeniu do władzy.
W tej książce odkrywamy obraz Katarzyny
czującej i pragnącej miłości. Również Katarzyny bezwzględnie budującej swoje
stronnictwo i wykorzystującej nadarzające się okazje. Porzuceni kochankowie,
wykorzystani przyjaciele, pajęczyna zależności. Młoda i bezbronna księżniczka
na dworze pełnym intryg przyczaja się jak kleszcz i czeka na swój czas. Nawet,
kiedy jej położenie jest nie do pozazdroszczenia, nie budzi prawdziwej
sympatii, może trochę współczucia. Przeczuwamy w niej ten potencjał, który rozwinie
się w dogodnym momencie. Podobnie prawdziwej sympatii nie budzi Waria, która
opowiada tę historię. Jej awans na dworze okupiony jest szpiegowaniem, donosami
szeptanymi wprost do ucha carycy. Nie można być prawdziwym przyjacielem ze
zdrady czyniąc sztukę.
I jeszcze wątek szczególnie nam bliski.
Ostatni król Polski – słaby, kierujący się uczuciem, poddający się silniejszym
charakterom i wiatrom historii. Porzucony kochanek, otrzymujący koronę jako
wyraz wdzięczności. Karnie podporządkowujący się rozkazom z Pałacu Zimowego.
Zamknij książkę i spójrz na portrety
Katarzyny. Siła, wielkość Rosji, władza absolutna. Ukształtowała ją wola i
przeznaczenie. Wola silniejsza, niż zdegenerowany mąż. Wola, która kazała
nocami uczyć się obcej wiary i języka. Wola, która przez długie lata nie
pozwalała upaść i pozwoliła przeznaczeniu działać.
Jak zwykle fascynują mnie detale, tym razem
połączenie luksusu z rosyjskimi realiami epoki. Myszy wśród atłasów i jedwabi,
zimowy wiatr hulający po korytarzach pałacu, wielotygodniowe podróże wśród
mroźnych pustkowi, kwas chlebowy, sobolowe futra na okrycie nóg. I szpary w
ścianach i sufitach, przez które można słyszeć i widzieć samemu nie będąc
widzianym. I lekko uchylające się drzwi carskiej sypialni, by kolejny
gwardzista mógł stać się jednorazowym carem nocy. Po śmierci carycy Elżbiety
pozostało piętnaście tysięcy balowych sukien. Wypruwane klejnoty pozostawiały w
drogich materiałach dziury. Caryca lubiła kolor różowy, więc różowe elementy rozkradzionych
i posprzedawanych sukien wyznaczyły nowy trend w modzie.
Obawiałam się romansu w historycznej
scenografii, a napotkałam ciekawe studium czasów i natury ludzkiej. Stawiające
pytania o determinizm ludzkich losów i siłę namiętności i woli. Zaspokajające ciekawość,
rozbudzające wyobraźnię. Bez zbędnej ckliwości, nadmiernego roztrząsania
emocji. Tego oczekiwałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz