środa, 17 czerwca 2015


„Stworzenie świata” Gore Vidal

   Może na początku było Słowo, a może zupełnie niczego nie było. Może jesteśmy snem, złudzeniem. Może dążymy do raju, a może największym szczęściem jest rozpłynięcie się w niebycie, zdmuchnięcie płomienia świecy... Bo życie nieodwołalnie wiąże się z cierpieniem.

   Nie ma powodu, by królestwa były inne, niż ludzie. Rodzą się, rozwijają, umierają. Tak rzecze pewien książę buddysta z kart księgi Vidala. Nie ma też powodu, by ludzie bardzo różnili się od siebie. Wszyscy boją się tego, że życie nie ma sensu większego, niż można sądzić. Że zdmuchnięcie świecy, to nie jest nirwana, lecz po prostu koniec. Byłoby więc pragnienie wiary tylko objawem dziecięcego lęku? Czy stare cywilizacje upadały, bo wyzbywały się wiary w odwiecznych bogów i same wchodziły w ich rolę?

   Gore Vidal otwiera drzwi do zrozumienia. Erudycja godna mistrzów. Mówi o człowieczej tęsknocie za czymś więcej, niż trwanie, jedzenie i ciągłość gatunku. Wielka musi być ta tęsknota i wielki lęk, skoro każdy człowiek z osobna i każda społeczność szukała od początku odpowiedzi na najważniejsze pytania, ośmieszone przez współczesny płytki intelektualizm: po co istniejemy? W jaki sposób się staliśmy? I co wydarzy się dalej? – bo to przecież niemożliwe, że po końcu nie ma znów początku. Z drugiej strony wszystko co jest, musi się skończyć – taka jest natura rzeczy. Może intuicja mówi nam, że to prawda i stąd lęk przed nieuniknionym końcem. Istnieje jednak jeszcze rozum. Czy sama możliwość badania świata i siebie samego, to wystarczający powód, by żyć? Nie ma dobrej odpowiedzi.
   Zadziwiająca jest różnorodność, w jakiej objawia się geniusz człowieka. Koncepcja stworzenia świata i najwyższej istoty posiada tak wiele odsłon, jak wiele ludzkich potrzeb musi zaspokoić. Rozum domaga się wyjaśnień, wiara ich nie potrzebuje, stąd opozycja. Rozum wywyższa człowieka, wiara ugina kolana. Stąd też ciągły konflikt o ustalenie prymatu. Konflikt, który nigdy nie zostanie rozwiązany, nie jest to w mocy człowieka. Solon rzekł „każdy z was usiłuje stąpać, jak lis, ale wszyscy razem jesteście bezradni”.
   Musimy wyzbyć się pychy, mówi Vidal poprzez ukazywanie coraz to nowych bogów, świątyń, posągów i obrzędów. Każdy jest dobry, może nawet lepszy. I każdy w gruncie rzeczy porządkuje rzeczywistość i daje nadzieję. Czy bylibyśmy w stanie żyć bez bogów? Czy ciemność tkwiąca w każdym z nas nie przejęłaby kontroli? I czego możemy spodziewać się po postępującej laicyzacji?
    Minęły tysiące lat cywilizacji, jednak ciągle nie wiemy, czy jesteśmy źli, czy dobrzy. Jeśli źli, to jak dotrwaliśmy do dziś? A jeśli dobrzy, to jak wytłumaczyć naszą historię?
   Gore Vidal prowadzi nas przez kolejne królestwa w czasie przemian. Nasz śródziemnomorski, grecki rodowód wydaje się chwilami w tej podróży nieco zaściankowy. Zyskuje proporcje. A czytelnik musi włączyć myślenie i rozejrzeć się wokół. I odkryć świat dużo większy, różnorodniejszy i pełen mądrości starych, jak człowieczy rozum.
    Dawno nie podróżowałam w czasie i przestrzeni w tak dobrym towarzystwie i z takim przewodnikiem.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz