poniedziałek, 26 stycznia 2015


   „Turms, nieśmiertelny” Mika Waltari

   Będzie o cywilizacjach i o tym, że przypominają losy człowieka. Każda z nich, jak dziecko wzrasta i uczy się świata. Każda przeżywa zadziorną dumę wieku młodzieńczego, każda dorabia się niby skrzętny gospodarz. Wreszcie starość z jej słabością, która nie pozwala wykorzystać mądrości. Pozostaje dekadencja i melancholijny uśmiech, jak na etruskich rzeźbach i malowidłach. Nieuchronny jest upadek cywilizacji, choćby największej i najsilniejszej. Upadł Rzym, imperium Macedończyka, Osmanowie, Persja, Bizancjum, Mongołowie, tysiącletnie systemy, które, bywało, nie przetrwały dekady  – można wymieniać w nieskończoność. Cywilizacje gasły, rozpływały się w niebycie lub wybuchały pozostawiając zgliszcza, to bez znaczenia, bo efekt był zawsze taki sam. Pozbądźmy się więc pychy i  przekonania o niezmienności naszego świata. Tylko zmiana jest stałym elementem życia.    

    Etruskowie giną w mroku dziejów, zagadkowi już dla starożytnych. Wiemy niewiele o ich miastach, skomplikowanej obrzędowości, luźnych obyczajach. Oceniamy ich jednak patrząc oczami brutalnych Rzymian o eklektycznej kulturze. Naprawdę jest to lud, który do dziś strzeże swoich tajemnic. Ten świat, owiany delikatnym smutkiem, na progu unicestwienia, przeciwstawia się dość prymitywnemu, choć żywotnemu światu, który stoi u granic. Cywilizacja u schyłku. Podobnie, jak Mitanni w powieści „Egipcjanin Sinuhe”, Etruria jest zbyt delikatna, by przetrwać. Czuwają nad nią dobre duchy opiekuńcze w odróżnieniu od ponurych zjaw, które nadchodzą.

    I podobnie, jak Sinuhe, Turms szuka swego miejsca i odpowiedzi na pytanie o siebie samego i swoją drogę. Mówi, że każdy ma swoją drogę. "Nie mogę ci doradzić twojej, tylko opowiedzieć o mojej własnej". Idzie swoją drogą pośród skrzącego się świata obudzonego ręką Mistrza. Jest wszystko: opowieść, ludzkie błędy, zawiedzione uczucia, miecze umoczone we krwi wojowników. Jest morze jak szeroki gościniec. Jest chciwość, zazdrość, słońce rozgrzewające słoną wodę i ziemię noszącą winnice. Turmsie, stałeś się dla mnie towarzyszem drogi, którą odbywam w celu poznania. Twój los to pretekst do szukania w sobie odpowiedzi o własne miejsce. Czy należy podążać tą drogą, która jawi się przed oczami, czy wytyczać własną, na przekór, nie poddając się? Los Turmsa, który nie uciekał przed przeznaczeniem, czy los Arsinoe, która ułożyła swoje życie traktując ludzi jak stopnie, na które trzeba się wspiąć lub jak rzecz, którą należy wykorzystać. A może los Mikona, który twierdził, że myślenie to pancerz, który nas skuwa, lecz nie chroni, cel nie istnieje i nie ma żadnego sensu. Okazuje się, że każdy z nas nosi w sobie obce „ja”, które nas zaskakuje i czasem zmusza do rzeczy, których nie chcemy.

     Turms odbywa podróż, lecz najdłuższa wędrówka odbywa się w nim samym. Już nie jest Turmsem, lecz nieśmiertelnym lukumonem równym bogom. Wszystko się zmienia, bo zmiana ma charakter boski.
        Najbardziej godny pozazdroszczenia jest los człowieka, który godzi się ze swą dolą. Godny zazdrości jest też los człowieka, który nie zadowala się swą dolą, lecz dąży tylko do tego, co jest osiągalne. Tak mówi Turms. Jednak on dążył do czegoś nieosiągalnego. Nie znając przeznaczenia, wypełniał je dzień po dniu.

   Mika Waltari stwarza nową perspektywę. Grecy są tymi, którzy niosą ze sobą krzykliwy pośpiech, krwawe waśnie i chaos. To Greków należy się obawiać. Persowie zaś pragną zwierzchności nad ziemią i wodą, w zamian dając pokój, dobrobyt i pewność. Zaczynamy zastanawiać się nad wartością własnej wiedzy. Pojawia się inna optyka. Przeczucie innych możliwości widzenia świata.

   To jest opowieść wymagająca, Waltari wiele oczekuje od czytelnika, o wiele więcej dając w zamian. Nie można pozostać obojętnym. Nie można nie spojrzeć w głąb siebie. Ręka Mistrza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz