„Turms, nieśmiertelny” Mika Waltari
Będzie o cywilizacjach i o tym, że
przypominają losy człowieka. Każda z nich, jak dziecko wzrasta i uczy się
świata. Każda przeżywa zadziorną dumę wieku młodzieńczego, każda dorabia się
niby skrzętny gospodarz. Wreszcie starość z jej słabością, która nie pozwala
wykorzystać mądrości. Pozostaje dekadencja i melancholijny uśmiech, jak na
etruskich rzeźbach i malowidłach. Nieuchronny jest upadek cywilizacji, choćby
największej i najsilniejszej. Upadł Rzym, imperium Macedończyka, Osmanowie, Persja,
Bizancjum, Mongołowie, tysiącletnie systemy, które, bywało, nie przetrwały
dekady – można wymieniać w
nieskończoność. Cywilizacje gasły, rozpływały się w niebycie lub wybuchały
pozostawiając zgliszcza, to bez znaczenia, bo efekt był zawsze taki sam. Pozbądźmy
się więc pychy i przekonania o
niezmienności naszego świata. Tylko zmiana jest stałym elementem życia.
Etruskowie giną w mroku dziejów, zagadkowi już
dla starożytnych. Wiemy niewiele o ich miastach, skomplikowanej obrzędowości, luźnych
obyczajach. Oceniamy ich jednak patrząc oczami brutalnych Rzymian o
eklektycznej kulturze. Naprawdę jest to lud, który do dziś strzeże swoich tajemnic.
Ten świat, owiany delikatnym smutkiem, na progu unicestwienia, przeciwstawia
się dość prymitywnemu, choć żywotnemu światu, który stoi u granic. Cywilizacja
u schyłku. Podobnie, jak Mitanni w powieści „Egipcjanin Sinuhe”, Etruria jest
zbyt delikatna, by przetrwać. Czuwają nad nią dobre duchy opiekuńcze w
odróżnieniu od ponurych zjaw, które nadchodzą.
I podobnie, jak Sinuhe, Turms szuka swego
miejsca i odpowiedzi na pytanie o siebie samego i swoją drogę. Mówi, że każdy
ma swoją drogę. "Nie mogę ci doradzić twojej, tylko opowiedzieć o mojej własnej".
Idzie swoją drogą pośród skrzącego się świata obudzonego ręką Mistrza. Jest
wszystko: opowieść, ludzkie błędy, zawiedzione uczucia, miecze umoczone we krwi
wojowników. Jest morze jak szeroki gościniec. Jest chciwość, zazdrość, słońce
rozgrzewające słoną wodę i ziemię noszącą winnice. Turmsie, stałeś się dla mnie
towarzyszem drogi, którą odbywam w celu poznania. Twój los to pretekst do
szukania w sobie odpowiedzi o własne miejsce. Czy należy podążać tą drogą,
która jawi się przed oczami, czy wytyczać własną, na przekór, nie poddając się?
Los Turmsa, który nie uciekał przed przeznaczeniem, czy los Arsinoe, która
ułożyła swoje życie traktując ludzi jak stopnie, na które trzeba się wspiąć lub
jak rzecz, którą należy wykorzystać. A może los Mikona, który twierdził, że
myślenie to pancerz, który nas skuwa, lecz nie chroni, cel nie istnieje i nie
ma żadnego sensu. Okazuje się, że każdy z nas nosi w sobie obce „ja”, które nas
zaskakuje i czasem zmusza do rzeczy, których nie chcemy.
Turms odbywa podróż, lecz najdłuższa wędrówka
odbywa się w nim samym. Już nie jest Turmsem, lecz nieśmiertelnym lukumonem
równym bogom. Wszystko się zmienia, bo zmiana ma charakter boski.
Najbardziej godny pozazdroszczenia jest los
człowieka, który godzi się ze swą dolą. Godny zazdrości jest też los człowieka,
który nie zadowala się swą dolą, lecz dąży tylko do tego, co jest osiągalne. Tak
mówi Turms. Jednak on dążył do czegoś nieosiągalnego. Nie znając przeznaczenia,
wypełniał je dzień po dniu.
Mika Waltari stwarza nową perspektywę. Grecy
są tymi, którzy niosą ze sobą krzykliwy pośpiech, krwawe waśnie i chaos. To Greków
należy się obawiać. Persowie zaś pragną zwierzchności nad ziemią i wodą, w
zamian dając pokój, dobrobyt i pewność. Zaczynamy zastanawiać się nad wartością
własnej wiedzy. Pojawia się inna optyka. Przeczucie innych możliwości widzenia
świata.
To jest opowieść wymagająca, Waltari wiele
oczekuje od czytelnika, o wiele więcej dając w zamian. Nie można pozostać
obojętnym. Nie można nie spojrzeć w głąb siebie. Ręka Mistrza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz