sobota, 2 sierpnia 2014


    „Wizyta nie w porę” Copi - Raul Damonte Botana

   u Witkacego

   Bardzo, bardzo rzadko bywam w Teatrze Witkacego na zakopiańskich Chramcówkach. Zawsze był to kontakt ze Sztuką, mistyczne przeżycie i niezapomniany czas. Tak było aż do tego lata.

   Lekka komedyjka, nic wielkiego, akurat na wakacyjny wieczór. Nie oczekiwałam niczego wielkiego, ale… zawsze to Witkacy – to zobowiązuje. I cóż? Do tej pory nie wiem, czy to, co odczuwam to niesmak, czy zażenowanie własną niekompetencją. Nie ukrywam bowiem, że w kwestii teatru powinnam się jeszcze wiele nauczyć.

   Niegdyś popularne były produkcyjniaki, które chwaliły słuszny kierunek i wyśmiewały kierunek niewłaściwy. Okazuje się, że produkcyjniaki mają się dobrze. Kierunki są jedynie nieco inne. Nachalna indoktrynacja połączona z bieganiem podstarzałego pana w złotych stringach. I śmieszno i straszno. W charakterze największej atrakcji (zresztą docenionej przez panów) pielęgniarka o ponętnych kształtach, których klepanie miało być sygnałem do salw śmiechu. Bliżej do podrzędnego kabaretu, no, chyba że to groteska na temat groteski.

   Na ścianie ekran. Oho! – myślę. Coś będzie wyświetlane (skoro jest strzelba, to musi wypalić). No i było, tyle tylko, że stanowiło materiał szkoleniowy dla widzów nieco mniej zorientowanych, niż bywalcy teatru o tej renomie.

   Długo zastawiałam się, jaką głębszą myśl by tu przeanalizować? Czym się zainspirować do dalszych rozmyślań? Nad czym dumać po tej uczcie kulturalnej? I nic, nic nie przyszło mi do skołowanej głowy. Bo czy o tym, że lepsze młode od starego? Że trudno pogodzić się ze zbliżającym końcem? Że homoseksualista też człowiek? Że bycie artystą niesie w sobie iskrę szaleństwa i megalomanii? Wszystko to tak oczywiste. Wszystko to podane tak dosłownie, trywialnie i wprost. I humor jakiś nieśmieszny. I śmierć jakaś niestraszna. I chyba nie tylko ja miałam to odczucie. Publiczność skończyła już brawa, a aktorzy wciąż chcieli się kłaniać. Smutny moment.

   Że teatr tak zacny pragnął porozmawiać z widzem o sprawach ostatecznych i o odmienności typów ludzkich, to nie dziwi. Dziwi wybór sztuki, a skoro już dokonany – dziwi konwencja, szkolne podejście do wykonywanych zadań. Niestety, jedno, co pozostaje w pamięci to złote stringi na aktorze w wieku dojrzałym (chyba, że jest się mężczyzną – wtedy kształty pielęgniarki).

   Istnieje też inne wytłumaczenie na to, czego byłam świadkiem – była to właśnie Sztuka, przebłysk geniuszu i eksplozja tolerancji. A ja się po prostu nie znam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz