„Wizyta nie w porę” Copi - Raul Damonte Botana
u Witkacego
Bardzo, bardzo rzadko bywam w Teatrze
Witkacego na zakopiańskich Chramcówkach. Zawsze był to kontakt ze Sztuką,
mistyczne przeżycie i niezapomniany czas. Tak było aż do tego lata.
Lekka komedyjka, nic wielkiego, akurat na
wakacyjny wieczór. Nie oczekiwałam niczego wielkiego, ale… zawsze to Witkacy –
to zobowiązuje. I cóż? Do tej pory nie wiem, czy to, co odczuwam to niesmak,
czy zażenowanie własną niekompetencją. Nie ukrywam bowiem, że w kwestii teatru
powinnam się jeszcze wiele nauczyć.
Niegdyś popularne były produkcyjniaki, które
chwaliły słuszny kierunek i wyśmiewały kierunek niewłaściwy. Okazuje się, że
produkcyjniaki mają się dobrze. Kierunki są jedynie nieco inne. Nachalna indoktrynacja
połączona z bieganiem podstarzałego pana w złotych stringach. I śmieszno i
straszno. W charakterze największej atrakcji (zresztą docenionej przez panów)
pielęgniarka o ponętnych kształtach, których klepanie miało być sygnałem do
salw śmiechu. Bliżej do podrzędnego kabaretu, no, chyba że to groteska na temat
groteski.
Na ścianie ekran. Oho! – myślę. Coś będzie
wyświetlane (skoro jest strzelba, to musi wypalić). No i było, tyle tylko, że
stanowiło materiał szkoleniowy dla widzów nieco mniej zorientowanych, niż
bywalcy teatru o tej renomie.
Długo zastawiałam się, jaką głębszą myśl by
tu przeanalizować? Czym się zainspirować do dalszych rozmyślań? Nad czym dumać
po tej uczcie kulturalnej? I nic, nic nie przyszło mi do skołowanej głowy. Bo
czy o tym, że lepsze młode od starego? Że trudno pogodzić się ze zbliżającym końcem?
Że homoseksualista też człowiek? Że bycie artystą niesie w sobie iskrę
szaleństwa i megalomanii? Wszystko to tak oczywiste. Wszystko to podane tak
dosłownie, trywialnie i wprost. I humor jakiś nieśmieszny. I śmierć jakaś
niestraszna. I chyba nie tylko ja miałam to odczucie. Publiczność skończyła już
brawa, a aktorzy wciąż chcieli się kłaniać. Smutny moment.
Że teatr tak zacny pragnął porozmawiać z
widzem o sprawach ostatecznych i o odmienności typów ludzkich, to nie dziwi.
Dziwi wybór sztuki, a skoro już dokonany – dziwi konwencja, szkolne podejście
do wykonywanych zadań. Niestety, jedno, co pozostaje w pamięci to złote stringi
na aktorze w wieku dojrzałym (chyba, że jest się mężczyzną – wtedy kształty
pielęgniarki).
Istnieje też inne wytłumaczenie na to, czego
byłam świadkiem – była to właśnie Sztuka, przebłysk geniuszu i eksplozja
tolerancji. A ja się po prostu nie znam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz