niedziela, 30 listopada 2014


 „Dawna Polska w anegdocie” M.W. Tomkiewicz

Zdarzyło się…
   Pewien ambasador tak nisko ukłonił się królowi Władysławowi IV, że „na sali rozległa się detonacja spowodowana wysiłkiem dyplomaty”. Konsternacja. Na to ambasador wyjął nóż, dźgnął się w sprawczynię incydentu i rzekł:
- Nie ty, tylko ja mam z królem rozmawiać.
   Tylko podziwiać refleks i bystrość. Sytuacja rozładowana, anegdota gotowa.

   Nie historia, ale  historyjka dzieje poprzez wieki. Cięta riposta nie jest wynalazkiem naszych czasów. Zawsze istniały postaci śmieszne, rubaszne, żałosne, wzbudzające zdrowy śmiech, lub zawstydzony chichot. Żaden polski król nie ustrzegł się wytykania wad. Trzeba też przyznać, że  żaden nie okazał się na tyle okrutny, by za to podśmiewanie karać w sposób nadmierny.

   „Dziwaka od błazna tylko suknia różni”. Dziwactwo bawi, dziwakowi wolno więcej. Ciekawi jesteśmy objawów dziwactwa i śmiechem pokrywamy zazdrość lub zdziwienie.

   Pierwszy raz przeczytałam tę książkę wiele lat temu, błyskotliwe opowiastki bez świadomości historycznego kontekstu. Już wtedy bawiły mnie niecodziennością zdarzeń, plastycznością opisu oraz drobnymi smaczkami związanymi ze szczegółami codziennej egzystencji dawno, dawno – jak mi się zdawało – temu. Kiedy po latach odkryłam ten zbiór anegdot na nowo, odczytałam go w zupełnie nowej scenerii. Tym bardziej wydał mi się fascynujący. Stanowi on bowiem krzywe lustro, w którym odbija się wielka historia. Widzimy króla-władcę, który jednoczenie jest królem-hulaką, rozpustnikiem, pospolitującym się szlachcicem lub ckliwym kochankiem. Każdy ma wady, dlaczego nie miałby ich mieć i król. Jednak król ma wokół siebie bacznych obserwatorów, którzy – o zgrozo – przekażą potomnym to, co powinno zostać w ukryciu. W pewnym sensie ta książka to tabloid, który opowiada o tym, co ważni i znani, może nawet nazwijmy ich celebrytami, zrobili ciekawego, czym mogli zabawić gawiedź. Tyle tylko, że bohaterowie tych newsów dawno już osiągnęli inny wymiar.

   Po raz kolejny przekonuję się, że nic nowego pod słońcem. Człowiek jest istotą zmienną i niezmienną jednocześnie. Niezmienna jest iście ludzka potrzeba, by pośmiać się z sąsiada. A jeszcze lepiej z szefa. No może też czasem z samego siebie, ale to niekoniecznie. Krotochwila i facecja – zawsze w cenie była umiejętność błyskotliwego odwracania kota ogonem, wychodzenia na swoje w trudnej sytuacji i bawienia towarzystwa. To ostatnie czasem bez widocznej intencji, by być zabawnym. I wtedy dopiero jest zabawa.
   Zastanawiam się tylko, czy lepiej pozostać w pamięci jako ten niefortunny ambasador ku uciesze potomnych, czy może rozsądniej będzie zniknąć w pomroce...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz