Szymon Hołownia „Jak
robić dobrze”
Co to znaczy robić dobrze? I komu robimy dobrze, gdy robimy
dobrze? O kogo tak naprawdę chodzi. Czysta bezinteresowność jest spotykana
znacznie rzadziej, niż przejawy dobra. Tak myślę. Myślę też, że to nie jest nic
złego, bo bez względu na przyczyny dobro jest dobrem a zło złem. Nie jesteśmy
tacy, jak o sobie myślimy, lecz jak widzą nas inni. Dla innych nie ma znaczenia
nasz wewnętrzny świat, dopóki emanujemy dobrem, tą tokarczukowską czułością.
Chciałabym też myśleć, że pomimo tego, co sama o sobie sądzę, jestem zdolna do
czynienia dobra.
Tak więc w czynieniu dobra rzadko chodzi o innych. Zazwyczaj
chodzi o nas samych, o to, by lepiej czuć się z samym sobą, by móc pomyśleć, że
jestem ciut lepsza niż tamci. Pomyśleć tak po cichutku, z zawstydzeniem, w
tajemnicy nawet przed sobą. Gdyby było inaczej, to aspirowalibyśmy do
świętości. Bowiem czynienie dobra niesie dla czyniącego tak dużo profitów, że
trudno tu mówić o pokorze lub bezinteresowności. Wierzący zbierają punkty na
przyszłe życie, niewierzący wchodzą na wyższy poziom zadowolenia. To jest
jednak bez znaczenia, bo liczy się efekt – zmiana świata.
No właśnie, czy można liczyć na tę zmianę. Nie można, lecz
należy. Inaczej wszystko byłoby bez sensu. Za pierwszy przejaw zachowania
ludzkiego, współczującego i wskazującego na czynienie dobra uznana jest złamana kość
udowa człowieka żyjącego dziesiątki tysięcy lat temu. Kość zrośnięta. Ktoś
musiał więc opiekować się tym nieszczęśnikiem, przynosić mu jedzenie, dbać o
niego. Nic nie zmieniło się do dziś. Jestem, bo ktoś dba o mnie. Dobro, które
wypełnię jedynie przywraca harmonię, chroni przez chaosem, nie pozwala złu
rozplenić się nadmiernie. Dlatego też jest obowiązkiem.
Książka Szymona Hołowni nie odkrywa niczego na nowo, ani nie
powoduje, że sama odkrywam na nowo siebie. Jednak ma kilka niezaprzeczalnych
walorów. Porządkuje sprawy, ustawia je na właściwych miejscach i przywraca
proporcje. Przypomina, co jest ważne, a co nie. I robi to poprzez ludzi, ich
historie, ich poświęcenie, cierpienie. Robi to poprzez niezgodę na bierność,
bez roztkliwiania się, chociaż z pewną nutką samozachwytu. Jak najbardziej
zasadnego zresztą. Czynienie dobra jest ekscytujące i trzeba to mówić, by świat
przestał ekscytować się złem.
Hołownia nie ocenia, nie oczekuje, że ludzie obdarowani
dobrem z automatu staną się dobrzy. Dokłada po prostu cegiełkę do tego domu, w
którym mieszkamy i cieszy się, że jest on dzięki temu piękniejszy. Wbrew temu,
co sądzimy, żyjemy w spokojnym i dostatnim miejscu. Nasza bieda jest marzeniem
wielu ludzi. A to nakłada obowiązki.
Nie można sobie nie zadać pytania – skoro on może tyle, to co
ja mogę? Mogę kupować rzeczy z rozsądkiem i dokonywać przemyślanych wyborów. Mogę
dać swój czas i uwagę, mogę ćwiczyć się w troskliwości. To nie jest trudne. Przede
wszystkim zaś mogę nie oceniać, a to już jest dużo trudniejsze.